Toskania
jest rejonem znanym i każdy coś kiedyś o niej słyszał. My również chcieliśmy ją poznać, ale oczywiście z innej strony niż lądowa, czyli od strony wysp – Wysp Toskańskich. Zapaliliśmy się do tego pomysłu odpowiednio wcześniej i zakupiliśmy bilety do Pizy. Do mariny można dostać się pociągiem, transportem prywatnym lub autobusem.
W marinie wylądowaliśmy ok. 2:00 w nocy. Jacht i nasz kolega czekali w marinie, mimo barbarzyńskiej pory. Ruszyliśmy z mariny rano, spragnieni kąpieli, zatrzymaliśmy się w zatoce Golfo Follonica. Następnie skierowaliśmy się do Porto Azzurro na Elbie, gdzie stanęliśmy już docelowo tego dnia.
ELBA – Porto Azzurro
Jest to największa miejscowość wypoczynkowa na wyspie. Nam jednak Porto Azzurro wydało się ono uroczym miasteczkiem z fortem na wzgórzu. Fort ten skończywszy pełnić funkcję obronną został przekształcony na więzienie. W miasteczku można spacerować kolorowymi, krętymi ulicami ze starą ale zadbaną zabudową oraz mnóstwem sklepików z całkiem ładnymi wyrobami,. Można też przysiąść wieczorem na ryneczku rozświetlonym wieczorem nastrojowymi lampami. Można też udać się na spacer wzdłuż wybrzeża i podziwiać groźne klify spadające pionowo do morza.
Jachty mogą stanąć przy pomoście lub na kotwicowisku.
CAMPO NELL’ELBA
Następnego dnia bardzo chcieliśmy dotrzeć na wyspę Giglio, ale burza pokrzyżowała nam plany. Popłynęliśmy więc w zupełnie przeciwnym kierunku i zatrzymaliśmy się w zatoce przy miasteczku Campo nell’Elba. Poza sezonem zamieszkanym przez ok. 5 tys. osób, a w sezonie będącym bardzo kolorowym i gwarnym miasteczkiem. Turystów przyciąga długa, piaszczysta plaża.
Do dyspozycji jachtów jest kawałek nabrzeża i zatoka.
TALOMONE – ląd stały
Po porannej kąpieli ruszyliśmy w kierunku St. Stefano na lądzie stałym. Żeglowaliśmy cudowne 8 godzin na wspaniałym wietrze i przy wydętym genakerze w kolorze blue. Już bliżej brzegu okazało się, że raczej będziemy mogli stanąć w St. Stefano ze względu na nawietrzność portu. Dlatego też stanęliśmy po drugiej stronie zatoki przy cyplu z miasteczkiem Talamone. Dopłynęliśmy dość późno, ale jeszcze zdążyliśmy przejść się na spacer w cieniu XV-wiecznej twierdzy. W wąskich uliczkach zadomowiły się przytulne restauracyjki, w których miło było nam przysiąść i delektować się lokalnym winem.
Jachty mogą stanąć w porcie lub na kotwicy w dużej zatoce. Zatoka służy też za spot dla kite-surferów.
WYSPA GIGLIO
Zebraliśmy się dość wcześnie rano, aby wreszcie dopłynąć do wyspy Giglio. Tym razem zamierzaliśmy stanąć w marinie, więc rezerwację poczyniliśmy od razu żeby mieć pewność miejsca. Przy wyspie byliśmy wcześniej, ale wpłynęliśmy do pobliskiej zatoki Cannelle żeby zjeść obiad i popływać. Dla podkręcenia emocji była to ta sama zatoka, w której Capitano Schettino rozpruł na skale statek wycieczkowy, którym dowodził. Poza tym obsługa portu wyraźnie powiedziała, że mamy być o 17:30. Jak się okazało godziny wyznaczane przez obsługę są powiązane z tym kiedy wpływa i wypływa prom z ciasnego portu. Miasteczko malutkie, akurat w trakcie naprawiania falochronu, więc było troszkę głośno. Nie mniej jednak można było udać się na plażę, gdzie z piachu wystawały olbrzymie głazy zupełnie jak na… Seszelach 🙂 Wieczorem udaliśmy się do knajpy aby uczcić urodziny załogantki. Restauracja Attico, którą wybraliśmy zaserwowała nam wspaniałe potrawy. Wszystko smakowało wyśmienicie.
Mie4jsce dla jachtów jest wyłącznie od wewnętrznej strony falochronu. Jest go niewiele, więc warto robić rezerwację.
FETOVAIA – Elba
Z portu musieliśmy wypłynąć do 9:00 (prom!). Skierowaliśmy się w kierunku wyspy Pianosa. Wyspa jest niewysoka, niezalesiona ale ma piękne klifowe wybrzeże niestety jak się okazało nie można do niej dopłynąć. Niegdyś znajdowało się tu więzienie o zaostrzonym rygorze, jeszcze wcześniej rzymskie łaźnie i wille, a aktualnie – zamknięta baza marynarki wojennej – stąd zakaz. Joseph Haller autor słynnej książki „Paragraf 22” umieścił na Pianosie bazę lotnictwa bombowego USA. Zadowoleni czy nie, zmieniliśmy kierunek na Elbę i stanęliśmy w zatoce Fetovaia. Jest tu kotwicowisko, kilka restauracji i plaża.
CAPRAIA
Po wypłynięciu z zatoka Fetovaia, zjedliśmy śniadanie płynąć i zatrzymaliśmy się przy skałkach Secca di Ogliera gdzie spoczywa na ok. 10m wrak statku handlowego. Na wysokości skałek na Elbie znajduje się śliczna miejscowość Pomonte. Nie zajrzęlismy jednak do niej gdyż się rozwiało i musieliśmy zejść z kotwicy. Czekało nas też długie żeglowanie, bo postanowiliśmy dotrzeć na wyspę Capraia. Żegluga była wspaniała. Po dopłynięciu na wyspę stanęliśmy jeszcze na kąpiel przed portem o tej samej nazwie. Rzuciliśmy kotwicę pod pionową skałą, na której wznosiła się wieża wartownicza.
Miasteczko Capraia jest podzielone na 2 części. Dolną, gdzie jest port i marina i górną gdzie pyszniła się forteca. Do górnej części można sobie zrobić spacer lub załapać się na busa, który kursuje w takich odstępach, że zdecydowaliśmy się na spacer. Widoki super, spacer wart był trudu. Na zwiedzanie fortecy było już jednak za późno.
Jachty mogą stać w porcie lub na bojach przed wejściem do portu.
GOLFO DI VITICIO
Rano jeszcze raz obejrzeliśmy sobie miasteczko, wypiliśmy kawę i zjedliśmy pyszne lody, a następnie wypłynęliśmy w kierunku północnym. Zamiarem naszym było opłynięcie wyspy dookoła i ruszenie w kierunku Elby. Na północy minęliśmy skałki ledwo wystające z wody przy spokojnym morzu, które należą do Area Archeologica. Płynąc na południe mijaliśmy pionowe, poszarpane skały i malutkie pochowane zatoczki. Na lunch stanęliśmy pod ruinami baszty na Punta dello Zenobito jak kilkanaście innych jachtów. Po lunchu minęliśmy cypel z basztą i oczom naszym ukazała się zatoka Cala Rossa zapierająca dech. Skały miały w połowie kolor piaskowy, a w połowie czerwono brązowe i dodatkowo porośnięte zieloniutką trawą! Widok nieziemski.
Wieczorem dopłynęliśmy do Golfo di Viticio, gdzie stanęliśmy wśród innych jachtów na kotwicy. Zakotwiczył tu również pływający bar, wydający z siebie dość głośne dźwięki. Ale dobrze wybrana miejscówka niwelowała dochodzące decybele. A największą nagrodą był widok. Z naszego miejsca pięknie było widać zachodni kawałek Elby, odległą Korsykę i Capraię. W takich okolicznościach przyrody poszliśmy spać.
PORTOFERRAIO
Rano popłynęłiśmy do zatoki Golfo di Biodola. Niestety plaże w tym miejscu były brudne. Zatrzymaliśmy się więc pod pionowymi, białymi klifami przed Portoferraio, gdzie było mnóstwo dziennych łódeczek i jachtów. Ok. 17:00 przestawiliśmy się na kotwicowisko vis a vis Portoferraio. Admirał Nelson uznał Portoferraio za najbezpieczniejszy port na świecie. Przy podchodzeniu do portu lub na kotwicowisko trzeba bardzo uważać na promy, które przemieszczają się w dużej ilości i na dużej prędkości.
Miasteczko jest urocze, z dwoma twierdzami i parterowym domem Villa dei Mulini, w której osadzono Napoleona. Im dalej od portu tym wyżej wznosi się zabudowa. W samym porcie można zacumować lecz ciągnąca się wzdłuż brzegu ulica i liczne knajpki powodują, że jest to raczej głośna opcja. Spacerując wzdłuż mariny można podziwiać luksusowe jachty motorowe, które oczywiście cumują w samym jej centrum. Poza ścisłym centrum jest przystań promowa, która zamiera jedynie po zmroku. Za murami odgradzającymi port od starówki rozciąga się długi plac, na którym w sezonieróżnej maści artyści i rzemieślnicy prezentują i sprzedają swoje wyroby. Wieczorem na kotwicowisko przypłynął największy, najnowocześniejszy i najdroższy jacht świata Sailing Yacht A należący do rosyjskiego miliardera. Zrobił na wszystkich wrażenie swoją minimalistyczną, futurystyczną sylwetką.
ekspert ds. niezapomnianych widoków