Wakacje, to czas klapek, szortów, wakacyjnej muzy i ogólnie good vibes! W trakcie letnich rozmyślań zauważyłam, że z muzyką wakacyjną jest jak z alkoholem… Hmmm, no tak. Bo pomyślcie. Pijecie jakiegoś drinusia na katamaranie. Jacht kołysze się w zatoce, jest zachód słońca, woda cicho chlupie o burty, cykady cykają i… tego samego drinka próbujecie później wypić w domu na kanapie, w ciepłym swetrze i kapciach. Smakuje tak samo…?
Z muzyką też tak mam. Wakacyjne brzmienia nie zawsze „wchodzą” później w domu po wakacjach. No, może czasem na imprezach tematycznych, ale takich nie robimy, więc też nie…
Mam utwory, które już zawsze kojarzyć mi się będą z rejsami, na których słuchaliśmy ich do upadłego. Na przykład mam tak z „Wild Wild West” Willa Smitha. Budził nas codziennie na pierwszym rejsie w Chorwacji w 1999 roku! Teraz, zawsze jak go słyszę, to mam przed oczami ten rejs.
Podobnie ma się rzecz z albumem Madonny z 1998 roku „Ray of Light”, na którym mocno energetyczne kawałki przeplatają się z tymi lirycznymi. Już nieodmiennie będzie mi się on kojarzył z moim pierwszym w życiu morskim rejsem. Żeglowałam wtedy po Morzu Tyrreńskim z okolic Rzymu na Sardynię i Korsykę z moją przyjaciółką Anią i sercem mocno bijącym do Macieja (aktualnie mojego męża), którego poznałam 2 miesiące wcześniej.
„Jah jest Prezydentem” zespołu Vavamuffin z kolei niezmiennie kojarzy się Maćkowi z rejsem katamaranem po Karaibach. Ekipa, z którą wtedy żeglował, puszczała ten utwór na okrągło, paląc… sami wiecie co 😉
Poza utworami kojarzącymi się z konkretnymi rejsami czy miejscami są też takie oderwane od konkretów. Same z siebie, słuchane w deszczowy, zimny dzień przywodzą na myśl słońce i radość, mimo że nie „stoi” za nimi żadne wspomnienie Grecji, Włoch czy Karaibów np. „Lay Your Down Easy” MAGIC!.
Albo są takie utwory, które mają w sobie niesamowitą energię i napędzają do działania, gdy wakacje dopiero migają na horyzoncie, np. „Sugar” Robina Schulza.
Dla mnie muzyka jest jak tlen. Potrafię przewałkować utwór aż do pojedynczej nuty słyszalnej tylko 3 razy w ciągu 3 minut trwania piosenki. Lubię nietypowe brzmienie gitary lub instrument nieoczywisty dla danego rodzaju muzyki, jak np. altówka Edyty Golec z Golec uOrkiestra w utworze Bedoesa „Janosik”:
albo syntetyczny dźwięk ksylofonu w utworze „SOS” nieodżałowanego Avicii.
Może to efekt tego, że mój Tato miał hopla na punkcie muzyki, a naszą najlepszą rozrywką była zgadywanka „Kto to śpiewa?”. Coś na kształt współczesnego quizu „Jaka to melodia?”, ale to ja z Tatą byliśmy pionierami w tej kategorii 🙂
Macie swoje ulubione kawałki, playlisty wakacyjne puszczane np. wyłącznie na rejsie? Czy nie słuchacie niczego i delektujecie się ciszą?
Jeżeli muzykę masz wybraną, playlista czeka w telefonie lub iPodzie, ale nie masz jeszcze wybranego jachtu, to może rzuć okiem na nasze „5 kluczowych pytań…”
i wybierz katamaran idealny na Twoje wakacje.
ekspert ds. niezapomnianych widoków